"Moje córki"
Karolina Kasprzak - Dietrich
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza (WFW)
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 264
***
Zapraszam Was dzisiaj do świata głupoty, kiedy to człowiek ma dobrze, natomiast zawsze wydaje mu się, że może mieć lepiej. Tak też pomyślał główny bohater powieści Pani Karoliny Kasprzak – Dietrich, pod tytułem „Moje córki”, który to posiada żonę i dziecko, a mimo to, próbuje ułożyć sobie drugie życie kosztem nieświadomej małżonki.
Aż w końcu dmuchana przez jakiś czas bańka mydlana pęka i dzieje się katastrofa nieodwracalna w czynach. W konsekwencji czego mężczyzna zostaje sam, pozbawiony sensu życia. Brzmi życiowo? Bo tak właśnie jest! Recenzowana książka opowiada historię egzystencjalną, czyli taką, o której słyszymy niemalże codziennie. Ciekawi wrażeń? Zapraszam zatem do dalszej części recenzji.
Karolina Kasprzak – Dietrich – pisarka pochodząca z Gniezna. Na stałe mieszkająca wraz z mężem i dwójką dzieci w pobliskiej wsi obok miejsca urodzenia. Razem z wybrankiem życia prowadzą własne gospodarstwo domowe. Jej pasją jest pisanie, oraz pielęgnacja własnego terenu zieleni.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Paweł Mikito jest policjantem w Gnieźnie, prowadzi poukładane, na swoich zasadach życie. Po jakimś czasie jego na pozór idealna egzystencja zaczyna się rozpadać, a sam mężczyzna nie spodziewa się takiego obrotu wydarzeń. W ciągu kilku dni traci wszystkie ważne dla siebie osoby: żonę Asię, malutką córeczkę Agatkę, oraz kochankę z sąsiedztwa -Malwinę.
Sprawy toczą się tak, że podejrzanym, jak się okazuje o potrójne zabójstwo jest nie kto inny, jak sam Paweł. Policjant nie ma pojęcia w co się wplątał, jakie tajemnice skrywają jego najbliżsi, ani na jakie niebezpieczeństwo naraził tych, których chciał za wszelką cenę chronić. Czy uda mu się udowodnić swoją niewinność? Jak wielką cenę będzie musiał zapłacić za swoje czyny?
Ogólnie pisząc to książka nie była sama w sobie tragiczna. Nie można jej nazwać niewypałem, ani też arcydziełem. Myślę, że lektura z pewnością może znaleźć się między tymi dwoma kategoriami, niestety w tej niżej skali. Było kilka elementów, które mi się podobały, ale też sporo takich, przy których nawet przymknięcie oka nie pomagało.
„Moje córki” jest zdecydowanie powieścią na którą trzeba poczekać, ona musi się rozwinąć własnym tempem, niekiedy w moim odczuciu nieco za wolnym. Przez co cyklicznie się nudziłam. Styl pisania nie do końca przypadł mi do gustu, kolokwialnie pisząc był taki drętwy, bez większych emocji. A nawet jak pojawiały się one u bohaterów, to ciężko było je odczuć prywatnie.
Lektura jest podzielona na średniej długości epizody, czyli na urywki, ale nie rozdziały. Fabuła jest prowadzona w trzeciej osobie, jednowątkowa. Mimo, iż powieść nie była zła, to jednak nie do końca spodobała mi się, było w niej za dużo elementów odpychających. Może jest to również przesyt ‘tradycyjną’, może nawet pokuszę się o określenie: uniwersalną powieścią, o standardowym modelu działania.
„Moje córki” autorstwa Pani Karoliny Kasprzak – Dietrich, niczym mnie nie ujęła, ani też nie zaskoczyła. Taka tam średnia powieść. Z braku innych książek można przeczytać.
Aż w końcu dmuchana przez jakiś czas bańka mydlana pęka i dzieje się katastrofa nieodwracalna w czynach. W konsekwencji czego mężczyzna zostaje sam, pozbawiony sensu życia. Brzmi życiowo? Bo tak właśnie jest! Recenzowana książka opowiada historię egzystencjalną, czyli taką, o której słyszymy niemalże codziennie. Ciekawi wrażeń? Zapraszam zatem do dalszej części recenzji.
Karolina Kasprzak – Dietrich – pisarka pochodząca z Gniezna. Na stałe mieszkająca wraz z mężem i dwójką dzieci w pobliskiej wsi obok miejsca urodzenia. Razem z wybrankiem życia prowadzą własne gospodarstwo domowe. Jej pasją jest pisanie, oraz pielęgnacja własnego terenu zieleni.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Paweł Mikito jest policjantem w Gnieźnie, prowadzi poukładane, na swoich zasadach życie. Po jakimś czasie jego na pozór idealna egzystencja zaczyna się rozpadać, a sam mężczyzna nie spodziewa się takiego obrotu wydarzeń. W ciągu kilku dni traci wszystkie ważne dla siebie osoby: żonę Asię, malutką córeczkę Agatkę, oraz kochankę z sąsiedztwa -Malwinę.
Sprawy toczą się tak, że podejrzanym, jak się okazuje o potrójne zabójstwo jest nie kto inny, jak sam Paweł. Policjant nie ma pojęcia w co się wplątał, jakie tajemnice skrywają jego najbliżsi, ani na jakie niebezpieczeństwo naraził tych, których chciał za wszelką cenę chronić. Czy uda mu się udowodnić swoją niewinność? Jak wielką cenę będzie musiał zapłacić za swoje czyny?
Ogólnie pisząc to książka nie była sama w sobie tragiczna. Nie można jej nazwać niewypałem, ani też arcydziełem. Myślę, że lektura z pewnością może znaleźć się między tymi dwoma kategoriami, niestety w tej niżej skali. Było kilka elementów, które mi się podobały, ale też sporo takich, przy których nawet przymknięcie oka nie pomagało.
„Moje córki” jest zdecydowanie powieścią na którą trzeba poczekać, ona musi się rozwinąć własnym tempem, niekiedy w moim odczuciu nieco za wolnym. Przez co cyklicznie się nudziłam. Styl pisania nie do końca przypadł mi do gustu, kolokwialnie pisząc był taki drętwy, bez większych emocji. A nawet jak pojawiały się one u bohaterów, to ciężko było je odczuć prywatnie.
Lektura jest podzielona na średniej długości epizody, czyli na urywki, ale nie rozdziały. Fabuła jest prowadzona w trzeciej osobie, jednowątkowa. Mimo, iż powieść nie była zła, to jednak nie do końca spodobała mi się, było w niej za dużo elementów odpychających. Może jest to również przesyt ‘tradycyjną’, może nawet pokuszę się o określenie: uniwersalną powieścią, o standardowym modelu działania.
„Moje córki” autorstwa Pani Karoliny Kasprzak – Dietrich, niczym mnie nie ujęła, ani też nie zaskoczyła. Taka tam średnia powieść. Z braku innych książek można przeczytać.
Brak komentarzy: