"Korzenie"
Hanna Król
Wydawnictwo: AlterNatywne
Rok wydania: 2020 (premiera: 7 grudnia 2020)
Liczba stron: 449
***
W dzisiejszej recenzji zapraszam Was do świata, którego definiuje krew, czyli do Viridianu. Tylko tutaj przeżyjecie niezwykłą przygodę, o której pewnie nikomu się nie śniło. Przygotujcie się zatem na mocne trzęsienie ziemi. Kanibalizm? Jest! Podłoże seksualne?! Jak najbardziej! Elfy, smoki, inne zmutowane stwory? Nie może ich nie być! Nie zabraknie także dreszczyku emocji w formie: podpaleń, denatów, ucieczki...
Zaintrygowani? Intryga pogania intrygę. Zatem zapnijcie pasy i trzymajcie się mocno, bo ruszamy! Przychodzę do Was z powieścią z gatunku fantastyka, autorstwa Pani Hanny Król pod tytułem „Korzenie” (premiera 7 grudnia 2020 roku), z tego też powodu chciałabym jednocześnie podziękować Wydawnictwu AlterNatywne za zaufanie, oraz egzemplarz recenzencki.
Wydawnictwo AlterNatywne – swoją siedzibę posiadają w Poznaniu. Kierują się stwierdzeniem „mniej oznacza lepiej”- mniej wydanych pozycji, oznacza szersze pole promocji, oraz reklamy dla każdej twórczości po etapie selekcji. Co łączy się też ze zdecydowanie wyższą jakością edytorską.
Wydawca zajmuje się promocją książki na długo przed jej oficjalną premierą, pragną dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców przed ujrzeniem przez publikację światła dziennego. Ponadto starają się, aby powieści były dopasowane pod ich odbiorców, dlatego też regularnie badają rynek, aby móc dostosować woluminy do potrzeb, oraz oczekiwań.
Wyobrażacie sobie, że jeden człowiek może pragnąć zjeść ciało drugiej istoty ludzkiej? Kanibalizm jest bardzo częstym zjawiskiem w Virdianum - wyimaginowanym świecie. Ponadto uznaje tam się, że im młodszy człowiek tym mięso jest bardziej cenniejsze. Z tego wynika, że prawdziwym rarytasem dla wykwintnego smakosza jest ciało noworodka.
Takowe ciało osiąga ogromne kwoty na czarnym rynku. Jeśli myślicie, że to koniec zjawisk dręczących ten zakątek, to się mylicie. Drugą zmorą jest niejakie uśpienie, czyli choroba szczególnie dająca się w znaki tamtejszym mieszkańcom – potomkom ludzi, jak i smoków. Są oni niczym tykające bomby, nigdy nie jest wiadome kiedy wybuchną.
Nawet najmniejszy powód, może doprowadzić ich do potężnej złości, a nawet amoku. Właśnie taką chodzącą niewiadomą jest główna bohaterka – Vittoria Ancoralis, która jako dwuletnie dziecko zostaje przygarnięta pod swój dach przez jedną z zielarek. Dziewczyna nie jest świadoma swojego pochodzenia, dorasta, często popada w tarapaty, nie unika bójek, z tego powodu też zostaje okrzyknięta wariatką.
W wieku bliżej pełnoletniego zostaje oskarżona o zabójstwo, ucieka z małej, ubogiej wsi Arumvir. Czy uda jej się przeżyć? Czego od niej może chcieć smok? Kim jest niejaka Królowa Serc i co ma wspólnego z Vittorią?
Na pierwszy rzut oka odbiorcy ukazuje się przerażająco ogromna ilość opisów. Z punktu widzenia czytelników lubujących się w zaawansowanej, wręcz rasowej fantastyce, może to być interesujący zabieg, może nawet i pożądany. U mnie, niestety, wypadł on zupełnie odwrotnie.
Nadmiar odpychał mnie od prezentowanej powieści. Jednak nie taki diabeł straszny jak go malują, ponieważ „Korzenie” są ciekawie skonstruowane, już same oznaczenia rozdziałów mają bardzo przyciągającą moc. Historia jest wciągająca (jeśli pominąć opisy), lekturze udało się porwać mnie – osobę, która stroni od takowego gatunku, więc uważam to za ogromny atut.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, tutaj trochę ubolewam, może byłoby ciekawiej, gdyby tak, zamiast przydługich monologów, widzieć świat przedstawiony oczami głównej bohaterki, to naprawdę mogłaby być dobra zmiana. Historia jest jednowątkowa, spójna, z początku brak wartkości, jednak im dalej w treści, tym coraz większa dynamika.
Wniosek jest następujący: trzeba dać szansę i nie za szybko odkładać lekturę. Ogólnie podsumowując: „Korzenie” Pani Hanny Król to powieść na ogół ciekawa, ale… no właśnie, zawsze jakieś ale - bywały elementy bardzo zniechęcające, drażniące. Jednak jestem zadowolona, że otworzyłam się na coś innego. Można przeczytać.
Zaintrygowani? Intryga pogania intrygę. Zatem zapnijcie pasy i trzymajcie się mocno, bo ruszamy! Przychodzę do Was z powieścią z gatunku fantastyka, autorstwa Pani Hanny Król pod tytułem „Korzenie” (premiera 7 grudnia 2020 roku), z tego też powodu chciałabym jednocześnie podziękować Wydawnictwu AlterNatywne za zaufanie, oraz egzemplarz recenzencki.
Wydawnictwo AlterNatywne – swoją siedzibę posiadają w Poznaniu. Kierują się stwierdzeniem „mniej oznacza lepiej”- mniej wydanych pozycji, oznacza szersze pole promocji, oraz reklamy dla każdej twórczości po etapie selekcji. Co łączy się też ze zdecydowanie wyższą jakością edytorską.
Wydawca zajmuje się promocją książki na długo przed jej oficjalną premierą, pragną dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców przed ujrzeniem przez publikację światła dziennego. Ponadto starają się, aby powieści były dopasowane pod ich odbiorców, dlatego też regularnie badają rynek, aby móc dostosować woluminy do potrzeb, oraz oczekiwań.
Wyobrażacie sobie, że jeden człowiek może pragnąć zjeść ciało drugiej istoty ludzkiej? Kanibalizm jest bardzo częstym zjawiskiem w Virdianum - wyimaginowanym świecie. Ponadto uznaje tam się, że im młodszy człowiek tym mięso jest bardziej cenniejsze. Z tego wynika, że prawdziwym rarytasem dla wykwintnego smakosza jest ciało noworodka.
Takowe ciało osiąga ogromne kwoty na czarnym rynku. Jeśli myślicie, że to koniec zjawisk dręczących ten zakątek, to się mylicie. Drugą zmorą jest niejakie uśpienie, czyli choroba szczególnie dająca się w znaki tamtejszym mieszkańcom – potomkom ludzi, jak i smoków. Są oni niczym tykające bomby, nigdy nie jest wiadome kiedy wybuchną.
Nawet najmniejszy powód, może doprowadzić ich do potężnej złości, a nawet amoku. Właśnie taką chodzącą niewiadomą jest główna bohaterka – Vittoria Ancoralis, która jako dwuletnie dziecko zostaje przygarnięta pod swój dach przez jedną z zielarek. Dziewczyna nie jest świadoma swojego pochodzenia, dorasta, często popada w tarapaty, nie unika bójek, z tego powodu też zostaje okrzyknięta wariatką.
W wieku bliżej pełnoletniego zostaje oskarżona o zabójstwo, ucieka z małej, ubogiej wsi Arumvir. Czy uda jej się przeżyć? Czego od niej może chcieć smok? Kim jest niejaka Królowa Serc i co ma wspólnego z Vittorią?
Na pierwszy rzut oka odbiorcy ukazuje się przerażająco ogromna ilość opisów. Z punktu widzenia czytelników lubujących się w zaawansowanej, wręcz rasowej fantastyce, może to być interesujący zabieg, może nawet i pożądany. U mnie, niestety, wypadł on zupełnie odwrotnie.
Nadmiar odpychał mnie od prezentowanej powieści. Jednak nie taki diabeł straszny jak go malują, ponieważ „Korzenie” są ciekawie skonstruowane, już same oznaczenia rozdziałów mają bardzo przyciągającą moc. Historia jest wciągająca (jeśli pominąć opisy), lekturze udało się porwać mnie – osobę, która stroni od takowego gatunku, więc uważam to za ogromny atut.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, tutaj trochę ubolewam, może byłoby ciekawiej, gdyby tak, zamiast przydługich monologów, widzieć świat przedstawiony oczami głównej bohaterki, to naprawdę mogłaby być dobra zmiana. Historia jest jednowątkowa, spójna, z początku brak wartkości, jednak im dalej w treści, tym coraz większa dynamika.
Wniosek jest następujący: trzeba dać szansę i nie za szybko odkładać lekturę. Ogólnie podsumowując: „Korzenie” Pani Hanny Król to powieść na ogół ciekawa, ale… no właśnie, zawsze jakieś ale - bywały elementy bardzo zniechęcające, drażniące. Jednak jestem zadowolona, że otworzyłam się na coś innego. Można przeczytać.
Właśnie czytam 😉
OdpowiedzUsuń